piątek, 15 lutego 2013


Prometeusz, reż. Ridley Scott  

Człowiek dla szyjodysznego tytana to nieudana wersja oryginału nadająca się jedynie do przerobienia na cząstki elementarne. Eksperyment zasiania życia na Ziemi okazał się porażką. Z punktu widzenia pragmatycznych kreatorów powstało coś, co należało zniszczyć: nikczemnie różnorodne i niedoskonałe; pełne nieistotnych pytań i lepkich emocji a na domiar złego podzielone na dwie płcie: żeńską i męską. Cechy dyskwalifikujące dla humanoida, przypominającego raczej automat niż żywą istotę. Po inspekcji podjęto konkretną decyzję: Nieudane kopie bezzwłocznie zniszczyć. Jednak do ostatecznego rozwiązania kwestii Ziemian nie doszło. Bazę kosmicznych inżynierów zaatakowali drapieżni Obcy.
Jeśli przyjmiemy kod natury za nadrzędny, zjawisko eksterminacji nie powinno stanowić problemu. Mord z owadzią precyzją na słabszym gatunku to instynktowne działanie obliczone na przetrwanie. Nie ma tu oceny tego, co jest dobre a co złe.
To, że w filmie nie podaje się na łopacie odpowiedzi na pytanie o pochodzenie człowieka jest zaletą a nie wadą. Hit, który powoli nabierze smaku

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz