poniedziałek, 30 kwietnia 2012


Co powstrzyma pączkujące lokalne autorytaryzmy, które swój sens czerpią z założenia o uniwersalnych podstawach prawdy?

... niczego nie buduje się na opoce, wszystko na piasku, (a jego) obowiązkiem jest budować, jakby piasek był opoką.
J. Borges, "Twórca. Pochwała cienia", PAVO, s. 140

czwartek, 26 kwietnia 2012

środa, 25 kwietnia 2012

wtorek, 24 kwietnia 2012

poniedziałek, 23 kwietnia 2012

kilka portretów. Gryfparty

niedziela, 22 kwietnia 2012


dzień Ziemi

sobota, 21 kwietnia 2012

rozbłysło
w jednej chwili
nie do ogarnięcia
surowe, pełne
ani skośne, ani wprost
zalśniło i trwa
miazga czasu
zgliszcza mnie

piątek, 20 kwietnia 2012

czwartek, 19 kwietnia 2012

środa, 18 kwietnia 2012

wtorek, 17 kwietnia 2012


Jaki ma sens mówienie o prawie do samostanowienia, gdy negowane jest prawo do życia?

U Breivika duma z własnego zła moralnego może brać się z poczucia siły, którą okazał w zamachu na demokrację. Poczucie bezsilności paradoksalnie przerodziło się w poczucie triumfu i ulgi, że został usłyszany. To, że w poczuciu   s ł a b o ś c i   dopuścił się wielokrotnego mordu nie może być brane na jego obronę. Nie jest dobrze, jeśli obrona ukazuje Breivika jako ofiarę norweskiego systemu. Poprawność polityczna nie jest totalitaryzmem, gdzie faktycznie trudno jest przebić się ze swym przesłaniem. Wystarczy przypomnieć sygnatariuszy karty 77, którzy w czasach komunistycznych umieli dotrzeć do odbiorców metodami pokojowymi.

I tu jest klucz do sytuacji: ważny jest przekaz, istota przekazu i wskazanie na wartości a nie samo żałosne poczucie niezaistnienia czy odtrącenia, co może prowadzić, i w Norwegii doprowadziło, do tragedii.

Jeszcze fragment artykułu Raskolnikowa O przestępstwie...:

Króŧko mówiąc, doszedłem do konkluzji, że wszyscy ludzie, a nie tylko więksi, lecz właśnie wszyscy, którzy mając coś nowego do powiedzenia, jeśli chcą się wydobyć z kolein przeciętności, bezwzględnie powinni być, z natury swojej przestępcami - mniejszymi lub większymi, rzecz jasna. Inaczej trudno będzie się im wydostać z owej koleiny, na trwanie w niej zaś, oczywiście, przystać nie mogą, gdyż również nie pozwala im na to ich natura...

F. Dostojewski, Zbrodnia i kara, Kraków 2007, s. 214

poniedziałek, 16 kwietnia 2012

niedziela, 15 kwietnia 2012



A teraz wielkie pytanie: jeśli w ujmowaniu rzeczywistości
 w s p ó ł d z i a ł a j ą   czynniki zarówno "racjonalne" (tj. dyskursywne) i irracjonalne (intuicyjne), to kto lub co ma określić właściwy przy tym udział jednych i drugich: proporcje ich występowania i podział funkcji? Tym arbitrem i dyrygentem czy jest coś racjonalnego czy irracjonalnego? od tego zależy, czy się ostatecznie przychylam na tę stronę lub tamtą. Nad tym próbowałem myśleć ostatnio, ale to już nie takie sobie rozważania, tylko ostra teoria. W praktyce jest u mnie tak, że rolę arbitra pełni coś jakby "instynkt", "wyczucie": "teraz przykręć śrubę, teraz rozluźnij" zależnie od stylu myśli, który dyktuje mi przedmiot, albo który sobie przy traktowaniu danego tematu obrałem. Ale to bardzo praktycystyczne załatwienie sprawy - i trudno powiedzieć, by mnie zachwycało.

Henryk Elzenberg, "Kłopot z istnieniem", s. 363

warto słuchać poetów

Były dokonane próby usunięcia czasu w obrazach suprematycznych i surrealistycznych. Zostało to osiągnięte przez neutralność wzajemną kształtów. Kształty są umieszczone na obrazie w ten sposób, że nie wpływają jeden na drugi. Współrzędne i niezależne istnienie kształtów, brak tzw. połączenia wzajemnego, brak działania bezpośredniego sprawiają, że nie odczuwamy w tych obrazach t r w a n i a czasu. Nie można jednak uznać tych obrazów za całkowicie pozaczasowe. System kształtów oderwanych i niezależnych podkreśla równoległość krótkich odcinków czasu, minimalnie krótkich, zawartych w tych kształtach, uwydatnionych przez odległości równoległe pomiędzy kształtami. Widząc kształty i widząc odległości pomiędzy kształtami, widzimy jak gdyby nie jeden obraz, lecz cały szereg obrazów, niezależnych jeden od drugiego. Musimy zużyć pewien przeciąg czasu, by je połączyć w jedno wrażenie wzrokowe. W ten sposób obraz pozornie pozaczasowy staje się obrazem czasoprzestrzennym. Każdy podział obrazu wymaga czasu dla swego zjednoczenia wzrokowego. Tylko obraz całkowicie jednolity może być obrazem bezczasowym, czysto przestrzennym. W. Strzemiński, "Dualizm i unizm"

sobota, 14 kwietnia 2012

czwartek, 12 kwietnia 2012

środa, 11 kwietnia 2012


osobista chmura tagów stworzona przy pomocy wordle.net

Trudność jaką wyrażamy mówiąc: "Nie mogę wiedzieć, co on widzi, gdy mówi (szczerze), że widzi błękitną plamę", rodzi się z przekonania, że "wiedzieć co ktoś widzi", znaczy "widzieć to, co i on widzi"; jednakże nie tak jak wówczas, gdy mamy przed oczyma ten sam przedmiot, a raczej tak, jakby ów widziany przedmiot był przedmiotem, powiedzmy, w jego głowie, albo w nim. I choć ten sam przedmiot, powiedzmy może pojawić się przed moimi i twoimi oczyma, to nie mogę wetknąć swojej głowy do jego głowy (albo mojego umysłu do jego umysłu, co na jedno wychodzi), tak by rzeczywisty i bezpośredni przedmiot jego percepcji stał się również rzeczywistym i bezpośrednim przedmiotem mojej percepcji. Mówiąc: "Nie wiem co on widzi", mamy w rzeczywistości ma myśli: "Nie wiem na co on patrzy", przy czym "to, na co on patrzy", jest schowane i on nie może mi tego pokazać; to coś znajduje się przed okiem jego umysłu. Aby więc pozbyć się tej zagadki, rozważ różnicę gramatyczną pomiędzy stwierdzeniem: "Nie wiem co on widzi", a stwierdzeniem: "Nie wiem na co on patrzy", tak jak używa się naprawdę w naszym zwyczajnym języku.
Czasami najbardziej zadowalającym sposobem wyrażenia naszego solipsyzmu wydaje się zdanie: "Gdy coś jest widziane (naprawdę
widziane), to zawsze ja jestem tym, który to widzi".
Ludwig Wittgenstein, "Niebieski i brązowy zeszyt. Szkice do dociekań filozoficznych", Wydawnictwo Spacja 1998, s. 105

dodatkowo sprawę komplikują mniej lub bardziej smakowite błędy poznawcze

wtorek, 10 kwietnia 2012


Relikwie uchodziły w XIV wieku za najcenniejszy podarunek, jaki można było dać lub otrzymać, i każdy pragnął mieć jakieś relikwie na własność. Jak się to ma zawsze z rzeczami, tak samo i posiadanie relikwii zwulgaryzowało się, zlaicyzowało. [...]
Relikwie zaczęto oprawiać wówczas jak klejnoty, aby można było nosić na ciele, aby ten, kogo miały strzec od złego i napełniać łaskami, był z nimi w stałym i bezpośrednim kontakcie. Z drogocennych materiałów robiono małe dyptyki czy tryptyki, gdzie parę postaci stanowiło kwintesencję najważniejszych scen dramatu liturgicznego. Podobnie jak ołtarze otwierano je, żeby się pomodlić przed bitwą, przed turniejem, w czasie podróży handlowej czy w cichości własnej komnaty sypialnej.[...]
W pewnym bardzo powściągliwym tekście angielskim znajdujemy wyłożony zdrowy pogląd: "Kościół uważa obrazy za kalendarze dla osób świeckich i dla ludu prostego, dzięki którym poznają oni Mękę Chrystusa, dzieje męczenników i przykładne żywoty świętych.
Jeśli jednak człowiek oddaje martwym wizerunkom cześć winną Bogu i podkłada w nich wiarę i nadzieję, jakie ma pokładać w Bogu, dopuszcza się największego grzechu bałwochwalstwa."

Georges Duby, "Czasy katedr. Sztuka i społeczeństwo", s. 284

poniedziałek, 9 kwietnia 2012

niedziela, 8 kwietnia 2012

Bezimienna leśna mogiła, Grądy, gmina Komorowo

sobota, 7 kwietnia 2012


ab ovo usque ad mala

piątek, 6 kwietnia 2012

czwartek, 5 kwietnia 2012


Wszystko w relacji Oskara jest dwuznaczne, migotliwe. Opowiada on jako trzydziestoletni mężczyzna, w szpitalnym łożku, które jest dla niego azylem, tak jak miała nim być podobno jego kondycja wiecznego dziecka, porozumiewającego się ze światem grą na bębenku. Opowiada w czasie nie zakończonego procesu o morderstwo, by wytłumaczyć siebie i swoje rzeczywiste czy domniemane winy. Co jest prawdą w jego opowieści wypowiedzianej, wygranej czy wykłamanej pielgrzymowi w adenauerowskich Niemczech? Można zacząć od stawiania znaków zapytania przy sprawach fabularnie najbardziej podstawowych. Na ile serio traktować hiperbolicznie groteskową historię świadomych decyzji niemowlęcia i trzylatka, historię zamierzonego skoku do piwnicy jako gestu odmowy? Czy to skok w konwencję literatury fantastycznej, czy mitotwórstwo, taki sposób interpretowania własnych doświadczeń biograficznych, który jest próbą uniknięcia odpowiedzialności?
Prof. Maria Żmigrodzka w "Polskie pytania o Grassa", pod redakcją Marii Janion, s. 57

środa, 4 kwietnia 2012


the sky is the limit

wtorek, 3 kwietnia 2012


Były to sprawy dość naiwne; dotyczyły sensu cierpienia albo ściślej mówiąc, różnicy między cierpieniem, które ma sens, a cierpieniem bez sensu. Oczywiście tylko takie cierpienie ma sens, którego nie można uniknąć, to znaczy to, które wyrasta z konieczności biologicznej. Z drugiej zaś strony każde cierpienie pochodzenia społecznego jest przypadkowe, a więc bezcelowe i bezsensowne. Jedynym celem Rewolucji było usunięcie cierpienia bezsensownego. Okazało się jednak, że zniesienie tego drugiego rodzaju cierpienia jest możliwe jedynie za cenę chwilowego, olbrzymiego wzrostu ogólnej sumy pierwszego rodzaju cierpienia. Powstaje więc pytanie: czy taki zabieg jest usprawiedliwiony? Niewątpliwie tak, jesli mowa o "ludzkości" w sensie oderwanym; ale w odniesieniu do "człowieka" w liczbie pojedynczej, do cyfr 2-5, 1-1, do prawdziwej ludzkiej istoty z krwi i kości, zasada ta to absurd.
Arthur Koestler, "W ciemności", s. 181

poniedziałek, 2 kwietnia 2012


Czas nie stanowi czegoś, w czym świat ewoluuje. Czas istnieje tylko o tyle, o ile konkretne konfiguracje wyrażają go w swojej strukturze. To nie chwila jest w czasie, lecz czas jest w chwili. „Classical and Quantum Gravity”, Julian Barbour (The timlessness of quantum gravity, 12, 1994, I: 2853–73, II: 2875–97)

Platonia, koncept Barboura, jest przestrzenią konfiguracji, której punktami są wszystkie możliwe konfiguracje n punktów materialnych. Czas i przestrzeń są tu względne i zależą od wypełniających je zdarzeń. Wszystko wydarza się jednocześnie, co można ująć jako wieczność. Istota świadoma, która doświadcza tych zdarzeń jest jednym ze sposobów, na jakie manifestuje się Wszechświat.

Być może jesteśmy jedynie i aż przekaźnikami; być może nasza świadomość jest czymś na kształt reduktora. Dlatego ważna jest każda pojedyncza chwila. Spontaniczność i instynkt, co podkreślają muzycy i sam Barbour. Kontratenor Andreas Scholl mówi o intuicji, która stoi ponad poprawnością estetyczną. Chodzi o odnalezienie w sobie czegoś surowego.

czas jest soczewką The End of Time

niedziela, 1 kwietnia 2012


have a wank with your mind