wtorek, 31 maja 2011

1497, 2383, geografia intymna

poniedziałek, 30 maja 2011

niedziela, 29 maja 2011

Błędów, 50 km od Warszawy

piątek, 27 maja 2011

czwartek, 26 maja 2011

środa, 25 maja 2011


Tamara Kovstianosky
Łódź

wtorek, 24 maja 2011

Błędów, miasteczko położone 50 km od Warszawy

poniedziałek, 23 maja 2011

niedziela, 22 maja 2011

piątek, 20 maja 2011

czwartek, 19 maja 2011


Już od dawna we wszystkich dziedzinach bez wyjątku utytułowani strażnicy duchowych wartości przez własne zaniedbanie i bez żadnego zewnętrznego przymusu pozwolili im podupadać. Pewnego rodzaju obawa przeszkadza nam się do tego przyznać, jak gdybyśmy ryzykowali w ten sposób, że wyrządzimy szkodę samym wartościom. Ale to nieprawda, bo w ogarniającym nas bardzo długim być może okresie bólu i upokorzenia odnajdziemy pewnego dnia to, czego nam brakuje, tylko pod warunkiem, że z całej duszy odczujemy, w jakim stopniu zasłużyliśmy na swój los. Widzimy, jak siła wojska coraz bardziej ujarzmia rozum, a cierpienie sprawia, że dzisiaj wszyscy odczuwają to jarzmo. Rozum zniżył się już jednak do stanu poddaństwa, zanim musiał być komukolwiek posłuszny. Jeżeli ktoś wystawi się jako niewolnik na sprzedaż, to co w tym dziwnego, że znajdzie pana?
Przetaczająca się wokół burza wykorzeniła wartości, zburzyła ich hierarchie i podała je wszystkie w wątpliwość, aby je ważyć na zawsze fałszywej wadze siły. My jednak w tym czasie podajmy je również wszystkie w wątpliwość, każdy z nas na własny rachunek, zważmy je wszystkie we własnym wnętrzu z milczącym skupieniem i życzmy sobie, aby było nam dane uczynić sprawiedliwą wagę z własnego sumienia.

Simone Weil, "Przemyślenia w związku z teorią kwantów"

środa, 18 maja 2011

Wydaje się, że w samej przyrodzie, w jej rytmie i wirowaniu coś nieodwracalnie się nadwyrężyło i zmieniło.
to Nikołaj Bierdiajew

nowy gołębnik

Ileż warstw bujdy nosimy na sobie niczym cebulowych łusek. Niektórzy wyglądają jak stare karczochy. Prawda to jest instynkt gwałcony codziennie przez nas wszystich. Prawda to jest ostatni łýk tlenu. Prawda to jest przedśmiertne rozgrzeszenie.

jeszcze jedna konwickowska klepsydra

a inne tu

wtorek, 17 maja 2011

ośrodek wypoczynkowy nad Liwcem

piątek, 13 maja 2011


Uwolniliśmy się z wszystkich zakazów, gróźb i kar. Zdeptaliśmy wszystkie tabu. Skruszyliśmy na pył wszystkie budowle praw oraz przyzwyczajeń społecznych. Jesteśmy wolni. I rozpoczynamy nową niewolę. Wydostaliśmy się z więzienia, które sami sobie zbudowaliśmy, jesteśmy w nowym więzieniu, ani większym, ani lepszym od poprzedniego. Po prostu znaleźliśmy się w więzieniu identycznym. W więzieniu przez nas samych machinalnie zbudowanym. Bo cokolwiek byśmy zamierzali stworzyć, zawsze stworzymy więzienie.
"Kalendarz i klepsydra", Tadeusz Konwicki

Fanatyzm to pycha ograniczonej świadomości. Fanatyzm to samodurstwo w stanie ekstazy. Fanatyzm to rządza zniszczenia wszystkiego, co poprzeczne i ukośne w stosunku do siły, która pcha cię w przepaść.
To z klepsydry Konwickiego

The Fall Who Makes The Nazis

środa, 11 maja 2011

poniedziałek, 9 maja 2011

niedziela, 8 maja 2011

sobota, 7 maja 2011

piątek, 6 maja 2011

czwartek, 5 maja 2011


nie empireum ale empiria

... wszystko można więc zacząć od początku, to znaczy od czynników w jakimś sensie pierwotnych: obecności ciała stwarzającego żywą przestrzeń i żywy czas, i zaszczepienia ciału muzyki w celu dokonania modyfikacji estetycznej właściwej dziełu sztuki. To Adolphe Appia, dziś bardzo aktualny

środa, 4 maja 2011


18.IX.   T e o k r y t   i   s p i r y t u a l i z m. Odczytałem ostatnio dwie znane mi z dawniejszych czasów "sielanki" - cóż za nieszczęśliwa nazwa! - Teokrytowskie, i oprócz rzetelnego zachwytu doznałem niemalże wstrząsu w związku z tym, że obecnie przeżywam nową fazę poniekąd "mistyczną" (no, powiedzmy: "paramistyczną"). Bo tu znalazłem piękno przedziwnie lotne, lekkie, niematerialne, osiągnięte bez odstąpienia o pół kroku od jak najbardziej konkretnego świata empirycznego. Ani źdźbła marzenia, a przy tym oderwanie się od gliny zupełne: ani śladu idealizmu, a czysta atmosfera światła, eteru. Cel ostateczny, jakim jest życie w świecie lepszym i czystszym, tu osiągnęto bez jakichkolwiek upiększeń, "ubłękitnień" rzeczywistości; wszystkiego dokonał sam twórca, od wewnątrz, a to w ten sposób, że jako widz - nastawiony estetycznie i z pełną wyrozumiałości sympatią - całkowicie i radykalnie stanął  p o z a  światem, który przedstawia. Poemat, na pierwszy rzut oka zdający się być wyłącznie odtworzeniem rzeczywistości, z drugiej strony jest jedną wielką eksplicytacją niezależności poety; jego   w o l n o ś c i  w zetknięciu z tą rzeczywistością. Będzie to brzmiało paradoksalnie, ale jest to, pod pewnym względem, skrajny, nieświadomy siebie ale zwycięski spirytualizm: poeta jest tu czystym duchem wystarczającym sam sobie, nie potrzebującym oparcia w żadnym tzw. "świecie" idealnym, duchowym; skupiony cały w tym jednym, bezwymiarowym punkcie, jakim jest "on sam", z tego punktu ogarnia empirię, i nie skalany jej dotknięciem, gra jej niezliczonymi elementami. Przy czym nie staje się ta empiria ani odrobinę widmowa; poeta  j ą   uważa za rzeczywistość, za obiekt; sam jest nieważkim "nic świadomościowym", którego rolą jest jedynie i wyłącznie  k s z t a ł t o w a ć.
   Jeżeli ta ta wspaniała, u Greków chyba nierzadka, postawa ani się bardziej nie rozpowszechniła ani przetrwała, to czy może nie dlatego, że taka samowystarczalność "przedmiotu punktualnego" poza empirią, bez oparcia o   n i c  absolutnie (o żadnego Boga, żaden absolut, ani duszę świata, ani świat idei, ani "ducha obiektywnego"), nie była do wytrzymania na dłuższą metę; że był to cud i chwila jak gdyby Wielkiej Łaski w dziejach ludzkości. W końcu trzeba jednak było poszukać owego oparcia; spirytualizm jak gdyby zsubstancjalizował się, stężał; ale właściwie chrystianizm i wszystko, co z niego wyrosło, to byłyby, przy tym ujęciu, koncepcje grubsze i - śmiesznie powiedzieć - bardziej materialne, coś jak mozolnie wypracowane i utrzymane  
s u r o g a t y   tego czegoś prostego, tajemniczego, doskonałego, co Grecy posiadali w formie skończonej.

Henryk Elzenberg, "Kłopot z istnieniem"

Pojęcie powinności wyprzedza pojecie prawa, które jest jego funkcją.

Prawa pojawiają się zawsze w związku z pewnymi warunkami. Tylko powinność może być bezwarunkowa. Mieści się ona w dziedzinie, która znajduje się poza wszelkimi uwarunkowaniami, przekracza bowiem granice tego świata.

Wszyscy ludzie związani są tymi samymi powinnościami, chociaż odpowiadają one, zależnie od sytuacji, różnym czynnościom.

Fakt, że istota ludzka posiada przeznaczenie wieczne, narzuca tylko jedną powinność; jest nią szacunek. Dopełnia się tej powinności tylko wtedy, gdy szacunek jest wyrażany w sposób efektywny, nie fikcyjny, lecz rzeczywisty; może to nastąpić tylko za pośrednictwem zaspokajania ziemskich potrzeb człowieka.

Simone Weil, "Zakorzenienie"

wtorek, 3 maja 2011