niedziela, 18 września 2011


Joanna Bator: Tworzę obraz życia na Piaskowej Górze z mikrohistorii ludzi i przedmiotów. Moja pamięć pełna jest PRL-owskich drobiazgów, słów, które wyszły z użycia, smaków i zapachów, które składają się na życie państwa Chmurów i ich sąsiadów na Babelu. Myślę, że brak narracji rodzinnej narodził we mnie taką pamięć drobiazgów, durnostojek, z których dopiero można coś ulepić, własną opowieść-bricolage. Pragnienie zrozumienia tej, która opowiada w moich powieściach, rozgrywa się między empatią i czułością, jaką żywię dla swoich bohaterów, a gniewem, którego medium jest Dominika.

Gniewem na co?
Na los (możemy to też nazwać Historią), który tych biednych ludzi wyrwał i rzucił na obcą ziemię. Na to, że dostali nadzieję na lepsze życie, a wkrótce wielu z nich pozbawiono nie tylko godności, ale nawet szansy na schabowego, i jeszcze raz zostawiono na lodzie.
Na kierat, w którym kobiety z pokolenia mojej mamy harowały miedzy pracą etatową a kuchnią, nie pytając, nie kwestionując swojego miejsca, bo nie miały języka, w którym mogłyby to zrobić. Na bajki o królewnach na szklanej górze. Na perwersyjne marzenie o niemieckim mężu, żywione przez kobiety, którym hitlerowcy całkiem niedawno wytłukli całe rodziny. Na to, że córki dorastały bez pozytywnych wzorów kobiecości, bo w domu były poświęcające się matki, w szkołach romantyczne niemoty i siłaczki, w kościele Matka Boska, a poza tym – dziwadła i dziwki. Myślę, że stąd wzięła się moja obsesja genealogii, obsesja odnajdywania cudownych prababek i szalonych ciotek, które robiłyby coś innego niż uważano, że powinny robić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz