wtorek, 10 kwietnia 2012


Relikwie uchodziły w XIV wieku za najcenniejszy podarunek, jaki można było dać lub otrzymać, i każdy pragnął mieć jakieś relikwie na własność. Jak się to ma zawsze z rzeczami, tak samo i posiadanie relikwii zwulgaryzowało się, zlaicyzowało. [...]
Relikwie zaczęto oprawiać wówczas jak klejnoty, aby można było nosić na ciele, aby ten, kogo miały strzec od złego i napełniać łaskami, był z nimi w stałym i bezpośrednim kontakcie. Z drogocennych materiałów robiono małe dyptyki czy tryptyki, gdzie parę postaci stanowiło kwintesencję najważniejszych scen dramatu liturgicznego. Podobnie jak ołtarze otwierano je, żeby się pomodlić przed bitwą, przed turniejem, w czasie podróży handlowej czy w cichości własnej komnaty sypialnej.[...]
W pewnym bardzo powściągliwym tekście angielskim znajdujemy wyłożony zdrowy pogląd: "Kościół uważa obrazy za kalendarze dla osób świeckich i dla ludu prostego, dzięki którym poznają oni Mękę Chrystusa, dzieje męczenników i przykładne żywoty świętych.
Jeśli jednak człowiek oddaje martwym wizerunkom cześć winną Bogu i podkłada w nich wiarę i nadzieję, jakie ma pokładać w Bogu, dopuszcza się największego grzechu bałwochwalstwa."

Georges Duby, "Czasy katedr. Sztuka i społeczeństwo", s. 284

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz