czwartek, 27 września 2012


Wyruszając w ostatnią podróż nie odczuwałam najmniejszej potrzeby szybkiego powrotu do domu. Lęki, niepokoje o to, co będzie i jak będzie stały się mniej ważne. Wahanie poszło precz, zatrzymało się zanim uległam ckliwej pokusie błogiej stabilizacji. Nie zawracałam sobie głowy rozstrząsaniem nieszczęść, które mogą się przydarzyć, ale przecież niekoniecznie. Pospolite natręctwa z czasem przeszły i pozostał po nich jedynie niejasny ślad w pamięci; łagodne wspomnienie, że kiedyś było inaczej.
Ruszyć, iść, to właściwa decyzja, jeśli chce się doświadczać zmian, łapać życie in statu nadscendi. Pierwszy krok, drugi, trzeci i głowę powoli wypełniają rzeczywiste barwy, zasłyszane tu i ówdzie głosy, realne kształty. Niedawne doświadczenia, jak nowy wzór na krośnie tkają spłowiałą a może na nowo odkrywaną przestrzeń wyobraźni i wspomnień. Frustracje przechodzą w fascynacje, niechęć w chęć a senność i ociężałość w lekką otwartość i wybijającą z rytmu ciekawość. Przykre, trudne doznania tak jak przyjemne stają się częścią drogi i jak różne smaki składają się na pożywną sałatkę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz