wtorek, 24 stycznia 2012
Kiedy znajdziemy się sami na łonie natury i kierujemy nań swoją uwagę, każda rzecz popych nas do kochania tego, co nas otacza, a co jest przecież stworzone z bezwzględnej, nieożywionej materii, głuchej i niemej. A piękno uderza nas tym bardziej, im wyraźniej przebija ze świata zasada konieczności, na przykład w pofałdowaniu gór powstałych w wyniku ciążenia lub w falach mórz, w biegu gwiazd. W matematyce konieczność również rozbłyska pięknem.[...]
Matematyce wyrządza się podwójną krzywdę, traktując ją tylko jako racjonalną i abstrakcyjną spekulację. Niewątpliwie jest i taka, ale matematyka to też nauka o samej naturze, nauka zdecydowanie konkretna, bedąca jednocześnie dziedziną mistyki. Te trzy właściwości występują w matematyce równocześnie i niepodzielnie.
Simone Weil, "Komentarze do tekstów pitagorejskich", s. 552
ale co zrobić z lękiem przed przypadkiem i z nim samym, czułym przypadkiem? jeśli on w ogóle istnieje...
chyba, że chodzi o nadrealistyczny przypadek obiektywny, w którym zostaje zawieszona antynomia porządku natury i porządku ludzkiego. albo inaczej, czy oczywistość i regularność obowiązują w życiu społecznym?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz