czwartek, 6 października 2011
W tym okresie byłem nieufny względem wszelkich religii i żadnych modlitw nie odmawiałem. Gdyby kryzys przyszedł kilka lat wcześniej, potrafiłbym go przeżyć jako swego rodzaju objawienie, coś by mnie przebudziło, coś jak cztery spotkania Sidharty (ze starcem, z chorym, z nieboszczykiem i z mnichem-żebrakiem). Umiałbym wzbudzić w sobie trochę więcej współczucia i trochę mniej strachu wobec tych zniekształconych chorych, którzy pojawili się w świadomości nocnej. Lecz wtedy, gdy wystąpił lęk, nie miałem do dyspozycji żadnych religijnie zabarwionych wyjaśnień. Modlitw — żadnych, za to próby usunięcia diabła za pomocą muzyki. Wtedy właśnie zacząłem na serio łupać w pianino.
"Egzorcyzmy", Tomas Tranströmer, tłum. Leonard Neuger
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz